„Kto baczny obserwator, obserwować musi,
Kim by nie był, ta czynność niezmiernie go kusi.
Jeśli idzie ulicą, koniecznie spacerkiem, z Funią,
A jest ta Funia merdliwym ratlerkiem.
Czasem się zatrzymuje – wbrew protestom suki,
Przed księgarnią i patrzy w witrynę na druki.
Dokonawszy oględzin sumuje wyniki,
Stąd wie, że dominują różne poradniki.”*
Tak zaczyna się wstęp do „Poradnika jazdy konnej dla pań” autorstwa Jerzego Mirosława Płacheckiego, człowieka od wielu lat związanego z jeździectwem, byłego zawodnika oraz instruktora dyscypliny sportowej nie bez powodu nazywanej sztuką. Treść rekomendowanej książki wskazuje niedwuznacznie, że tenże autor postanowił podzielić się z czytelnikami swoją wieloletnią wiedzą i doświadczeniem w nauczaniu jazdy konnej w sposób niezwykle oryginalny – mianowicie tworząc mickiewiczowskim wierszem (autentycznym trzynastozgłoskowcem) rymowany „Poradnik jazdy konnej dla pań oraz nacji która pragnie niewiastom służyć w edukacji”, czyli mówiąc językiem uwspółcześnionym, dla kobiet oraz edukujących je instruktorów jazdy konnej.
Książka jest niezwykła z wielu względów, a nienajbłahszym jest fakt, iż nie dość, że została napisana trzynastozgłoskowcem, to jeszcze językiem szalenie jędrnym i bynajmniej nieużywającym eufemizmów, gdy przychodzi do omawiania np. kwestii prawidłowego dosiadu tzw. męskiego, czyli okrakiem w siodle, w przeciwieństwie do dosiadu tzw. damskiego, czyli bokiem, z nogami po jednej stronie siodła. Używane czasem wyrażenia do tego stopnia są pozbawione pruderii, że czasem nawet można by posądzić autora o świadome świntuszenie. Jednak ja osobiście uważam, że urok tej książki polega również na tym.